Martin Widmark, "Dom, który się przebudził". Ilustr. Emilia Dziubak, przeł. Marta Dybula. Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2017.
Zajrzyjmy na chwilę do smutnego, zaniedbanego domu, w którym mieszka stary Larson, bohater książki dobrze znanego w Polsce szwedzkiego pisarza Martina Widmarka. Trudno nam będzie stwierdzić, czy dom należy wciąż do tego świata, podobnie jak jego mieszkaniec, żyjący właściwie w czasie przeszłym. Larson, przechadzając się po swoim domu, niegdyś pełnym ludzi, zagląda w przeszłość i z każdym dniem coraz bardziej w niej pozostaje. Codziennie rozmawia w kuchni ze zmarłą żoną, w sypialni mówi jej dobranoc, gasi światło w pokoju dzieci, które widzi, mimo że już dawno założyły własne rodziny i opuściły rodzinne gniazdo. Pozwala, by wszystko wokół, razem z nim, zdążało do kresu. Nie martwi go nawet ucieczka kota – w końcu on sam też niedługo odejdzie...
Tę ponurą sytuację znakomicie oddają ilustracje Emilii Dziubak. Dom Larsona, opleciony gąszczem korzeni, zarasta, łączy się z ziemią. Jego wnętrza wypełniają kurz i trochę niepokojące światło lamp, w którym ukazane zostały osoby z przeszłości.
A jednak książka nie jest smutna. Życie bohatera niespodziewanie odmienia się za sprawą chłopca z sąsiedztwa, który pewnej nocy puka do drzwi domu i prosi starego człowieka, by w czasie wakacji zaopiekował się jego doniczkową rośliną, tak małą, że jeszcze niewidoczną. Larsonowi ta sytuacja wydaje się absurdalna, ale nie chcąc zrobić dziecku przykrości, przygarnia kiełkujące życie, które w końcu jemu samemu przywraca siły. Jemu i staremu domowi, bo i on także ożywa. Wreszcie jest sprzątnięty, przewietrzony i otwarty na świat...
Dom, który się przebudził jest książką obrazkową. Oszczędnej narracji słownej towarzyszy rozbudowana narracja obrazowa. W ostatniej scenie – podobnie jak inne, napisanej i narysowanej – widzimy Larsona wędrującego za rękę z małym właścicielem doniczki (rośnie w niej teraz piękny czerwony mak). Wybierają się do rodziców chłopca na kieliszek wina. Starszy pan nie chce, by zwracano się do niego inaczej niż po imieniu. Prosi chłopca: „Nie mów do mnie pan. Czuję się wtedy taki stary”. I chociaż czerwony mak przypomina Larsonowi zarówno obrazy, które malowała jego zmarła żona, jak i łąkę, na której po raz pierwszy żonę przytulił, to wspomnienia te nie odbierają mu, jak dotąd, siły do życia, lecz wyzwalają długo nieodczuwaną radość. Podobnie jak widok kota-uciekiniera, który już nie myśli o opuszczeniu swego cudownie odmienionego pana.
Warto tę książkę przeczytać, obejrzeć z uwagą i przemyśleć. Ten krótki utwór pokazuje, jak wielką wartością mogą być dla siebie ludzie różniący się, nawet znacznie, wiekiem. Zachęca, by zamiast murów dzielących pokolenia – jak to często bywa – budować mosty, które je połączą. Zachęca również, by starać się przezwyciężać własne słabości, smutki czy niepowodzenia i przynajmniej próbować zacząć życie od nowa. Bo przecież zawsze może się znaleźć ktoś, komu jesteśmy potrzebni, kto nas zrozumie i zechce pomóc. Albo tylko pojawi się obok – czasami to wystarcza.
EG